Katedra asfaltu
Tachograf trzyma noc na stary trak
W lusterkach księżyc daje srebrny znak
Gdy zwalniam — czuję sensu brak
Na MOP-ach czeka termosowy chłód
Kawa jak lampa, odpędza wewnątrz głód
Silnik to serce, pcha ciszę w dal i w przód
Ja przez granice płynę w nocy bród
CB szepcze „szerokości” — więc gnaj
Nie pytaj map o sens — po prostu trwaj
Jestem kierowcą — mój to kabiny dom
Chrom śpiewa burzą, pod mostem dudni grom
Każdy kilometr bliżej tego, co nazwę nosi domu
Asfalt — katedra. Ja w ławce z napisem CHROMu
Jestem wędrowcem — przede mną otwarty szlak,
Nie wiążą mnie kajdany — długów po mnie brak.
Z każdym krokiem bliżej domu, prosto pod swój próg,
Wolny tej nocy — ciągnie mnie w bezkres dróg.
Warkotem mostów mierzę każdy rok
Czerwone lampy naczep kreślą mrok
List CMR jak przysięga niesie blask
Na piórach wycieraczek tańczy wrzask
Winiety, bramki, kurz na numerze ram
Pauza czterdzieści pięć — jak mały chram
Słońca nie widać — ale trzymam kurs
Na pasie awaryjnym odpoczywa czyiś wóz
Wolność nie prosi — wolność mówi: jedź
Jeżeli boli — to znaczy, że jest w tym rzecz
Jestem kierowcą — mój to kabiny dom
Chrom śpiewa burzą, pod mostem dudni grom
Każdy kilometr bliżej tego, co nazwę nosi domu
Asfalt — katedra. Ja w ławce z napisem CHROMu
Jestem wędrowcem — przede mną otwarty szlak,
Nie wiążą mnie kajdany — długów po mnie brak.
Z każdym krokiem bliżej domu, prosto pod swój próg,
Wolny tej nocy — ciągnie mnie w bezkres dróg.
Retarder szumi — jak rzeka mówi cień
W przydrożnych neonsach przemyka cudzy dzień
W lusterkach gwiazdy — przenośny mój hen
Skrzynie biegów, trzaska stal za każdy sen
Zjazd na zatokę — cisza, jakby lód
Termos i zdjęcie — w oczach ciepły przód
Zanim ruszymy — słowo krótsze niż trud:
„Wracam — choć jadę” — tak działa nasz cud
Jestem kierowcą — mój to kabiny dom
Chrom śpiewa burzą, pod mostem dudni grom
Każdy kilometr bliżej tego, co nazwę nosi domu
Asfalt — katedra. A ja jej wieczny mnich z CHROMu
Jestem wędrowcem — przede mną otwarty szlak,
Nie wiążą mnie kajdany — długów po mnie brak.
Z każdym krokiem bliżej domu, prosto pod swój próg,
Wolny tej nocy — ciągnie mnie w bezkres dróg.
Gdy świat zasypia, zestaw kruszy strach
Pod sodą nieba błyszczy prosty szlak
Nie mam adresu — ale mam swój znak:
Szerokości, bracia. Do zobaczenia — na dniach
