M&Molly
Księżyc tańczy mi w tęczówkach, ekstazy obłoku.
Serce wali w bębny, jak rave o północy,
Molly szepcze: kochaj mnie, rozbłyskam w jej mocy.
Twoja dłoń jak ogień, pulsuje na mojej skórze,
Jestem wieszczem po dopingu, piszę w chemicznej burzy.
Litery wiją jak wąż, całują się rymy,
Pod stroboskopem płonę, w tej ekstazie bez winy.
Molly – kochanko, królowo nocy,
Cały świat drży, gdy dotykasz w mocy.
Widzę gwiazdy w twoich źrenicach – to cud,
Z tobą każda chwila miłosny wschód.
Słowa płyną jak rzeka, co nie zna koryta,
Każda kropla poematem, piękny nastrój witam.
Patrzysz na mnie, ja w tobie – lustrzane odbicie,
Twoje oczy – dwa sonety, co mi kradną życie.
Na języku mam ogień, na rękach mam chmury,
Czuję każdy twój dotyk, jakby walił piorun z góry.
Tyś anioł i demon, tyś ekstaza i zguba,
W twoich ramionach zjawia się miłość i znika skrucha.
Z oczu leją się iskry, gwiazdy lecą jak kule,
W żyłach płynie poemat, każdy wers, w ekstazie trunek.
Molly całuje w serce, mówi: „pisz mnie na wieki”,
Tańczę z jej cieniem, lekkie stają się powieki.
Twoje słowa są muzyką, rozrywają mi głowę,
Każda sylaba jak drop, wciąga w bezdenną otchłani mowę.
Dotyk roztapia granice, nie istnieje już czas,
Cały świat to ty i ja – reszta rozpływa się w nas.
Twoje oczy jak komety, rozpalają niebo we mnie,
Całe ciało krzyczy: więcej! w tym obłędzie bezdennym.
Na języku mam twój smak, w żyłach płynie twoje imię,
Piszę wiersze na parkiecie, choć każdy wers spalam w dymie.
Spojrzenia jak screenshoty – przepalałem się w Twojej mocy.
Szczęka trzeszczy jak łańcuch, zęby biegają niczym konie
Ciało traci swój kierunek, opadam w bezwładnym tonie.
Siły uciekają ze mnie jak echo gasnącej pieśni,
Za daleko odleciałem- czuję bezwład swych mięśni
Nogi stają się z ołowiu, każdy krok to walka,
Pot – rzeka gwiezdnych łez, spływa z czoła jak baśń gorąca.
Ty wciąż trzymasz mnie za rękę, lecz nie mogę już oddychać,
Miłość zmienia się w kajdany, ciało próbuje wymykać.
Tyś królową i katem, miodem, ale też trucizną,
Wciągasz mnie w swoje piekło, kusisz obietnicą czystą.
Każdy dzień bez ciebie pusty, każda noc to krzyk,
Piszę list do kochanki, którą kocham i nienawidzę w mig.
Teraz milknie orkiestra, lecz w sercu brzmi echo,
Z twoich ramion uciekam, choć było mi z tobą lekko.
Nie powrócę do szeptów, co spalały mnie nocami,
Ale będę je nosił w duszy – zaklęcie między wargami.
Zapada cisza – jak wyrok, ciało krzyczy o wolność,
Z twoich sideł się wydzieram,
Dla Ciebie żartem bezbronność.
Nie wrócę do trucizny, co wabiła jak gwiazdy,
Ale w pamięci zostaniesz – mój anioł, mój demon ostatni.
Nie powrócę do czarów, co spalały mnie w płomieniu,
Ale wspomnę te godziny w uniesieniu.
To moje ocalenie,
Z twoich objęć uciekłem, kończąc chore pragnienie.
Twoje światło mnie spalało, dawało boską ekstazę,
Lecz odbierało oddech, zmieniało miłość w karę.
Nie powrócę do łańcuchów, co błyszczały jak klejnoty,
Będziesz cieniem w moim sercu – choć bez mocy.
Twoje szepty były kłamstwem, słodkim jak trucizna,
Odnalazłem własne imię, już nie potrzeba zaklęcia.
Molly – kochanko, zostaniesz w mej pamięci,
Ale idę swoją drogą, ty zostajesz w ciemnej pieśni.
Po jej polikach płyną łzy.
Ocierając, już na zawsze ja i Ty.
Bo od czego mamy sny.
Ty zostajesz – ja wybrałem nowy rytm.