Czarne słońce
Królestwo płonie wokół, ja krzyżem jestem spętany
Gdy milczysz nad otchłanią, ja stoję tutaj zesłany
Książę Ciemności — mój sekret: do Światła wciąż wołany
Każdy mój pałac z cienia, każdy korytarz — mrok
Idę jak burza: ciężki, miarowy i prosty krok
Szukam Cię w drżeniu iskrzeń, wypalam sobie wzrok
Jeśli mnie zniszczy Twoje światło — nie cofnę tego o krok
Kocham Cię wbrew pieczęciom, wbrew temu całe zło
Klękam pośród płomieni, gdy we mnie pęka szkło
Jeśli to bluźnierstwo — niech spadnę na samo dno
Byle Twój szept jak świt przemalował moje tło
Nadchodzi sztorm — we mnie rozlega się Twój sąd
Przez moje żyły gniewnie przetacza się Twój prąd
Nie jestem godzien nieba — mój brzeg to inny ląd
Lecz niech mnie zmyje do kości i zetrze każdy błąd
Nadchodzi sztorm — kiedy wypowiesz moje imię
Ja, syn nocy, krzyczę: „Kocham Cię!” — ponad zimne milczenie
Z popiołów budzę miasta, a w sercu — żar ołtarzy
W pancerzu czerni stoję, by strzec najjaśniejszych twierdz
Niech śmieją się archaniołowie, że mrok mnie nadal parzy
Wiem: tylko ogień Miłości przez ciemność umie przerdz
Z cieniem na wodzy prowadzę legionów pochód
Lecz kiedy szepczesz „wracaj” — rozsypuje się mój pochód
Upadam, wstaję, znów idę ku Tobie na próg
Bo nawet Czarne Słońce klęka, gdy wypowiadasz: Bóg
Nie jestem Twoim wrogiem — walczę z własnym wrogiem
Piekło to tylko echo, gdy stoisz ponad progiem
Daj mi Twój znak na czole, jak napięty łuk
I powiedz prosto w serce: „Masz wrócić, synu” — Bóg
Nadchodzi sztorm — niech rozstrzygnie we mnie sąd
Niech z moich żył wypleni resztki martwych prąd
Jeśli mój tron to przepaść, to zburz ten kruchy ląd
Zostaw mi tylko Imię, co spala każdy błąd
Gdy wołasz moje imię — grzmią niebiosa nad mrok
Ja, Książę Ciemności, do Światła robię krok
„Kocham Cię” — szept przez zęby, przez popiół, przez noc
Aż wreszcie nadchodzi sztorm i w moich oczach — blask
