Ojcze?
A ludzie toną w stresie zamiast pływać w perspektywach?
Czemu łzy matek spadają jak deszcz na beton?
A złoto błyszczy na dłoniach tych, co gardzą biedą?
Czy dasz mi odwagę, gdy tłum będzie szydził z mej wiary?
Czy dasz mi pokorę, gdy serce uniosą fanfary?
Czy dajesz znak prorokom, by mówili wśród tłumów?
Czy milczysz, byśmy sami wzięli krzyż w imię rozumu?
Ojcze – czemu prawda sprzedaje się taniej niż kłamstwo?
Czemu wolność to logo, a nie realne państwo?
Czy piekło na ziemi też może się zmienić w światło?
Dlaczego biednym jest ciężko gdy bogatym tak łatwo.
Ojcze, Tyś ogniem, ja płonę w Twej iskrze,
Daj mi moc, bym dźwigał krzyż i szedł za mistrzem.
Gdziekolwiek jestem, w ciszy, w hałasie i w śpiewie,
Twoje Imię jak miecz, ja go niosę w potrzebie.
W żalu, smutku, radości czy gniewie.
Wiem, że słuchasz i widzisz, choć Jesteś w niebie.
Niech każdy mój krok będzie krokiem ku Tobie,
Niech wiara mnie niesie, gdy upadam na drodze.
Niech prawda mnie chroni jak zbroja ze stali,
Gdy wrogowie krzyczą żebym się spalił.
Chleba – daj mi tyle, bym dzielił się z braćmi,
Niech hojność wygrywa.
Proszę! Co dzień radź mi.
Daj serce pokorne, gdy pycha mnie kusi,
Daj siłę do walki, gdy noc chce mnie zdusić.
Niech marność mnie nie złamie, Niech blask mnie nie zwiedzie,
I codzienność się święci, aż po wieczność w niebie.
Niech piękno mnie karmi – w spojrzeniu, w uśmiechu,
Życie jest święte w najmniejszym oddechu.
Niech pieśń moja wzrasta jak modlitwa co leci do chmur,
A słowo niech się niesie jak echo wśród gór.