Pod taflę
Przez sprawy świata i zgiełk codzienny
Tułaczka w miejscach co nie chcą mnie
Nie ma litości dla naznaczonych
Są okrucieństwo przekleństwa śmiech
Przez las - jest drzewem - łąki - są trawą
Idę - tak trzeba - znany mi cel
By nie bełkotać pluć ani śpiewać
A pozostało co słuszne jest
A jazda w głowie - dziś dziwnie smętna
Dzień się przetacza - a może noc
I byle szybciej krokiem niepewnym
Ku przeznaczeniu - w otchłani mrok
I jest już tafla - spokoju przestrzeń
Łabędzie - trzciny milczącej brzeg
I namacalnie mój los się spełnia
W jeziora głębię by w czyściec wejść
Zaśpiewał łabędź a ranek wyjrzał
I toczy dalej się świata bieg
- nie moje sprawy nie chcę ich widzieć
Wypalę w czyśćcu mój każdy błąd