Inteligencja wyszła z domów
Fajna jest opieka bo daje coś nowe
Program dożywiania dziadów za kościołem
Dwa razy w tygodniu można spożyć pokarm
Mnie też wyznaczono bo jestem bidokiem
Przy przestanku stało dużo wszelkiej ludzi
Idąc rzekłem pannie - masz świetlistą cerę
I zamurowało wszystkich całkowicie
Pytali nawzajem - czy-rzesz-to słyszycie
Wiem że mnie śledzili bo się obejrzałem
Lecz gdy już doszedłem zaraz zapomniałem
Pyszną upichcono zupkę dla ubogich
Ślinka mi pociekła bo z łbów była rybich
Menele niewdzięczne mocno narzekali
Że jest obrzydliwa i cuchnie rzygami
Żryć nie chcieli wcale głupie jaśnie pany
Ja jako jedyny ją se zajadałem
Wziąłem pięć dokładek więcej nie umiałem
I aż po sam przełyk ze smakiem wcinałem
Worek poprosiłem łby tam pokitrałem
By do raz następny w szafie je schrupałem
A gdy za trzy dzionki spożyć coś wybrałem
Wzdłuż trasy wybyło ludu ponad miarę
Wielu w okularach zwarci i milczący
Często z księgą w ręku a na mnie patrzący
Ja to przeczuwałem stać sie to musiało
Że inteligencja wyszła z domów cała
Z bliska i z daleka się jej pozjeżdżało
I milczący szedłem pośród ich milczenia...