Miłości detonacja
Z ciszy wytryska wrzask, trzask–blask–iskra — eskalacja.
Każde „wybacz” to ładunek: klik–tik–tyk — degradacja,
Śmiech gryzie krzyk jak brzytwa; zęby prawdy — konfrontacja.
Po burzy „miód” jak plaster na bliznę blizn — kompensacja,
Przytulasz mrozem, tlen się cofa — puls bez słów: alienacja.
W skroniach młot, w dłoniach lód; dług rośnie — radykalizacja,
Znów wybieram żar, nie spokój — moja rezygnacja.
Wchodzisz w mój spokój jak sztorm — szum–szarpanie, rozrywanie,
Cukier na ustach, lód w źrenicach — uwodzenie, oszukanie.
Klik–klak, sprężynowy język; „przysięgam” zmienia się w wyzwanie,
Łączę tlen z gniewem — trzask i iskra w żyłach: przetapianie.
Wracaj i znikaj w jednej frazie — ciągnij–pchaj, przeciąganie,
Milczę głośniej niż krzyk — w klatce echo, echo: powracanie.
Każde „ostatni raz” to kod, co sam się włącza — oprogramowanie,
Zamiast uciec, daję dawkę; ból na receptę — dozowanie.
Kołysz mój rytm, kołysz mój szept — do siebie wracamy
Cicho jak mgła, w ciepłych tonach — razem śpiewamy
Gorzki ten dym, słodki ten cień — a jednak trwamy
Płonie nam dom, płonie nam noc — a my się kochamy
W ustach popiół, puls podbija bit — syk–ryk, moja brutalność.
Zdzierasz śmiechem strupy z prawd, szybki trik–klik: to banalność.
„Zaufaj” —mówisz, żebym milczał, w Twoich ruchach drży lojalność.
Neon w kuchni mruży światło: my bez masek, naga realność.
Gasimy gniew obietnicami, byle wrócić w cudzą normalność.
W sercu sąd: paragrafy–rafy, sufity–mity, krzyczy moralność.
Zliczam echa: klak–klak–klak, licznik leci, rośnie totalność.
Gdy trzasknie drzwi, protokół czarnym dymem pisze finalność.
Pach—bach, dym—rym; wargi parzą—skarżą, w głowie krew—śpiew — konfrontacja.
Twój szept—szept, mój grzech—śmiech; pod skórą szum—rum — dezintegracja.
„Wracam—znikam”, push—pull; w gardle zgrzyt—szczyt, na stole blef—szef — negocjacja.
Zbliżasz — parzysz; chwyt—szczyt; wzrok dół—ból w drzwi — ewakuacja.
Błagam—kłamię, liczę—wyliczę; bilans—balans, minus—plus — kalkulacja.
Dotyk—odwyk, krok—rok; w ścianie cisza—nisza — separacja.
Reset—sekret, start—tward; oddech wraca—zwraca — reaktywacja.
Pod żebrem pstryk—klik, w skroni syk—ryk; odliczam trzy—łzy — detonacja.
Oddychaj — buch–płomień, w płucach dźwięk — wracamy
Kołysz mój rytm, gdy gaśnie dzień — śpiewamy
W półmrok i dym, na jeden takt — płyniemy/tańczymy? — pływamy
Choć pali nas noc, w biały świt — trwamy
Twój szept jak szkło: tnie gardło — a jednak ratuje
Gdy pęka głos, twój dotyk tusz — i skórę maluje
Z rozbitych fraz budujesz most — to serce buduje
Gdy spadam w dół, twój jeden gest — znów mnie czaruje
I kto mi powie, że na uje się nie rymuje gdy to czuję.
Powiedz mi „stop” — stłum ten szept, rozbierz milczenie
Dotyk jak prąd, miękki jak miód — budzi pragnienie
W oczach jak szkło kręci się żar — rosną płomienie
Kiedy już spadnę, podnieś mnie tak — daj mi zbawienie
