Via Negativa
Jak surowy rachmistrz nad Twą duszą, co mierzy chłodno każdy ślad.
Nie jest On stróżem skarbów Twojej mizernej zasługi
Ni księgowym, co liczy każdy Twój błąd i długi
Porzuć bożka, którego rzeźbisz pod własną wygodę
Takiego, co Ci przytakuje w każdym pytaniu o zgodę
Zapomnij o tym, co spełnia zachcianki na jedno twoje słowo
Jak sługa przy kominku, co ma ci służyć wciąż na nowo
Porzućże, synu, bożków twych malowanych w złocie
Co w ramach ołtarzowych duszą się w ludzkiej cnocie
Porzuć imiona, któreś wziął z ust tłumu gwarnego
Bo z nich się rodzi obraz mały, urzędniczy, zbytku miernego
Odrzuć pacierze, które klepiesz z przyzwyczajenia,
Bo więcej w nich jest strachu niż żywego pragnienia.
Jam Książę Ciemności; w mroku zdejmuję z fałszywych miano Boga
Byś pojął, jak Mu obca Twa targująca się trwoga
Nie szukaj Go w hałasie tłumu, który w uniesieniu krzyczy Jego imię w chór,
A serce ma zamknięte na łaskę jak zimny, nieprzebyty mur.
Nie twórz Go z samej trwogi, z ciemnego dreszczu, który ściska cię o świcie znów
Bo taki wymyślony z lęku upadnie razem z Tobą, gdy zabraknie sił do snów
Gdy uciszą się w tobie wszystkie łatwe wyobrażenia, każde zbyt pewne słowo i zuchwały głos,
Wtedy może Prawdziwy przejdzie przez twoje serce cicho, jak światło, co nie gwałci woli, lecz przemienia los.
Nie pojmiesz Go obrazem, co nosi piętno lęku Twego,
Ni słowem, które tylko powtarza stary sąd sumienia cudzego.
Raczej, gdy wszystko puścisz z rąk i staniesz nagi we własnym prochu,
Usłyszysz: „Jam Jest” – głos, co nie rodzi się z przymusu, lecz z wolności w twoim duchu.
