Lucifer’s Gem
Raj na pokaz, piekło w środku, dym i zimny trunk.
W mroku pośród ciał siedzę sam,
Ona wchodzi jak zaklęcie, oczy świecą – czysty kłam.
Serce moje chłodne, twarz jak maska,
Ona wchodząc– rozpętała burzę w męskich czaszkach.
Chciałem ciszy, tylko patrzeć jak świat ginie,
Mówi: „hej, Książę” – i nagle znikam w jej ruinie.
Myślałem: one night stand, zero więzi, żadnych scen,
W oczach miała ogień, który spalił każdy sens.
Sześć godzin później wychodzimy, świt rozcina miasto w pół,
Ona pyta: „idziesz ze mną?” – czas wskoczyć w nowy grób.
Drzwi się zamykają, w półmroku nagie ciało lśni,
Jak posąg Wenus w chaosie, ja spoglądam – grzech i mit.
Dotyk zimny jak stal, piękno krzyczy: „zniszcz mnie”,
Ona wzdycha, a w oczach świat jej niknie
Chciałem zniknąć po tym wszystkim, miałem zatrzeć każdy ślad,
Dzwoni, błaga, więc przyjeżdżam – patrzę choć ma tyle wad
Kruche kreski na talerzu, biały pył jak śnieżny płaszcz,
Wciąga życie nosem, traci blask, ja stoję – nie mój to staż.
„Escort girl”, choć w legendach dziewic twarz,
Plotki mówią: „nigdy z nikim”, a ze mną pali świat.
I nie wiem, czy to miłość, czy to kara, czy test.
W swym upadku miała raj, własny kres.
Podróż – trauma, mózg mi drga, concussion w czaszce,
Wracam jak zombie, wbijam w kraj, pusty pas startowy w masce.
Ląduję w mroku – ona tam, jak syreni szept,
Zbrukaną koronę nosi, ja królewską składam krew.
Chciałem ją podnieść, wstać z ruin, rebuild jak feniks,
Ona wybiera destrukcję, sniff lines, nocy scenics.
Każdy jej dotyk jak nóż w gardło, jak zastrzyk w sen,
ja – messiah in darkness, ona – lucifer’s gem.
Nie relacja, tylko pętla, toksyk, venom, krąg,
Im bardziej ją chwytam, tym głębiej mnie ciągnie w mrok.
Bo ja – Prince of Darkness, sworn to love her scars,
W jej upadku widzę niebo, w jej piekle – burning stars.
Grudzień, śnieg się kruszy, zimny beton gryzie stopy,
Pakuję jej torby – wspomnienia w środku jak zwłoki.
Ryczą tłoki, w aucie cisza – zero słów,
Ona patrzy w szybę pustą- widzi koniec snów.
Wieczór, Christmas Eve, pod drzwiami zostawiam cień,
W pudełku prezent – dla niej echo dawnych scen.
To nie miłość, to kajdany, lecz w oddaniu jest mój grzech,
Byłem księciem w mroku sal, ona – królowa z czarnych łez.
Choinki gasną w oknach, świece płoną w obcych domach,
Ja zostaję sam jak pustka, ona ginie w swoich dłoniach.
Opowieść skończona, lecz jej głos jak duch się tli,
Nawiedza mnie w każdej nocy, gdy spokojne biegną dni.
I would’ve burned the sky for you,
Swear to God, every scar was proof.
Ale ty gasisz każdy płomień,
Zostawiasz pustkę, której nie pojmę.
Dałbym ci wszystko – krew i tron,
Łamałem siebie, byś miała dom.
But it’s over, can’t rewind this love,
Only drugs for you was enough.