Księga króla wiatrów cz3 z ?
Zebrani słodkiemu łakomstwu folgowali sobie przez kila ładnych godzin, aż do chwili gdy usłyszeli kolejny sygnał zagrany na rogu. Oznaczał on konieczność otarcia ust i przejścia wszystkich do wielkiej sali ceremonialnej. Tu uczestnicy bez specjalnych przynagleń podzielili się na trzy grupy. Rodzice udali się na miejsce zwane galerią, skąd w skupieniu obserwowali całość uroczystości. Panny młode zgromadziły się po lewej stronie mistrza ceremonii, a potencjalni żonkosie po prawej. Pod ścianami znajdował się rząd nisz wyszlifowanych w skale, które wszyscy potocznie zwali workami. Nad każdym z nich był mały, specyficzny znaczek, który określał do kogo on należy. Na razie były one puste, jednak za chwilę, po krótkim przemówieniu króla miały wypełnić się przygotowanymi prezentami. Oczywiście nie wszystkie, gdyż jak w każdym społeczeństwie są wybrańcy, na których przychylne spojrzenie liczą dziesiątki amatorek, lub amatorów, oraz pechowcy, ci którzy stanowią „wyjścia awaryjne” w siódmej serii rozdawania prezentów.
Król stanął na środku i przybrał jak najbardziej dostojną „pozę”, następnie zaszumiał rozsypując po granitowej posadzce diamenty wzniosłych słów. Mówił o tradycji, o miłości i o przyszłości, którą zebrani otwierają kryształowym kluczem. Na koniec życzył wszystkim by ich wybory były mądre i stanowiły podwalinę do przyszłego radosnego życia wypełnionego miłością i wzajemnym szacunkiem. Następnie po słowach, ”Niech się stanie” po raz kolejny zadął w róg, co było hasłem do przekazania prezentów. Wtedy nastał taki rwetes i rozgardiasz jakby każdy z zainteresowanych liczył na to, że ten kto pierwszy położy prezent raczej na pewno stanie się wybrankiem. Po chwili jednak jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko się uspokoiło. Król widzą to uniósł dłoń do góry i nakazał by każdy stanął przy swoim „worku”, oraz czekał na jego podejście. Okazało się, że na 50 kandydatek i 50 kandydatów prezenty leżały tylko na 23 półkach. Ich właściciele dumnie spoglądali na zmieszanych sąsiadów, którym nie koniecznie poszło pierwsze rozdanie. Każdy liczył na to że już za chwilę uzyskają odpowiedź na największą zagadkę ich młodego życia i będzie miał szeroko otwarte drzwi do szczęścia. Król następnie nakazał by każdy wybrał po jednym prezencie ze swego „worka”. I tu zaczęły się problemy. Bo nie tylko miłość, ale i braterstwo dusz grały w tej orkiestrze pierwsze skrzypce.
Elie miała nie lada problem, gdyż w jej przegródce leżało aż 8 prezentów. Powoli dotykała każdy z nich i się im dokładnie przyglądała. Zwracała uwagę na to czy podarunek jej się wizualnie podobał, ale również starała się wyczuć jego temperaturę i delikatne drgania, a nawet subtelności zapachu. W końcu, odsunęła na bok woreczki z wonnościami, kilka wyszlifowanych piaskiem szlachetnych kamieni i wybrała malutki kryształowy gwizdek, na którym ktoś wyrył napis. „Zagwiżdż, a będę przy Tobie.” Biło do niego jakieś trudne do określenia słodkie ciepło, a i zapisane słowa zdawały się jakby znajome.
Król gdy stanął w końcu przy niej donośnym głosem zapytał. -Kto położył ten prezent?
Chwilowa cisza, która nastąpiła po jego słowach wprawiła dziewczynę w pewną konsternację. Ta chwila zmąciła jej chwilową pewność i sprawiła, że nagle przerażona chciała krzyknąć. - Nie, ja się pomyliłam! Dajcie mi wybrać raz jeszcze! Przerwał ją jednak znajomy głos Eltina, który wysunął się przed szyk oczekujących z dumą trzymając w dłoni wachlarz z piór nadmorskich ptaków. Kamień jaki wtedy spadł z dziewczęcego serca zdawało się, że był wielkości Mont Everestu. Słysząc głos ukochanego o mało co zaczęłaby z radości tańczyć pod sufitem. Jednak z uwagi na powagę chwili, a szczególnie obecność króla i rodziców powstrzymała swoje szaleństwa i tylko delikatny uśmiech na jej ustach oznajmiał całemu światu, że trafiła główna wygraną. Po kolejnych kilku zapytaniach okazało się, że pierwsza tura wyłoniła 10 par. Wśród nich byli trzej Eltinowi przyjaciele. Redin z południa, który połączył swoją przyszłość z mieszkającą nad wielkim jeziorem Lidin. Nirwin z północy oczekujący na zaślubiny z leśną Miden i Alden z zachodu wybraniec górskiej Rante. Pozostali otrzymali polecenie by odebrać swoje prezenty i wręczanie rozpoczęto od nowa. Z każdym kolejnym razem ilość niepołączonych par malała, aż w końcu przed siódmym losowaniem zostało tylko dwoje Miza z wysokich gór i Kilin znad bieguna. Sami tego się nie spodziewali, ale w końcu połączył ich chłód z którym mieli tak często do czynienia i co dziwne okazał się on przewrotnie bardzo gorący.
Uroczystość w wyboru zakończyła się chwilę przed północą. Rodzice jednak chcąc dać zadość uświęconej tradycji zabrali ze sobą wybrańców by ostatnią noc „narzeczeństwa” spędzili w ich towarzystwie i żeby wypoczęli po całodziennych trudach przed wysiłkiem dnia następnego, który miał się rozpocząć już w południe od hucznego balu.
Wydarzeniom mijającego dnia odrobinę z boku, przyglądał się tajemniczy Ciąg Dalszy. Denerwowało go to, że jak dotąd wszystko układa niczym pączki na posypanym cukrem pudrem półmisku. Zagryzając z nerwów paznokcie zdecydował iż już jutro podejmie stanowcze kroki by kolejne zdarzenia nie były tak słodkie i mdłe jak dotychczas. Oczywiście jeśli tylko zbierze w sobie wszystkie siły i uzna, że mimo wszystko powinien nastąpić.