Czarny charakter
Od zgoła niepamiętnych czasów, uciążliwy niczym biusthalter
przemyka swym przestępczym szlakiem siewca zgorszenia, „czarny charakter”.
W realu i na kartach książek, dość często również na ekranie
widać go, jak z perfidią w oczach rozszerza swoje panowanie.
Kastet, lub majcher ma w kieszeni, na plecach czarną nosi skórę.
Ubiera się tak, by podkreślić swoją nikczemną „schwarz naturę”.
Lubi kraść, oraz cudzołożyć. Na kłamstwo też ma abonament.
Gdy spytasz, czemu? To odpowie. – „W kocu mam taki temperament”.
Wojnę rozpęta przed śniadaniem, później zaciosa pali kilka.
Czasem jest wielkim dyktatorem. Może też przybrać postać wilka,
żeby Kapturka Czerwonego pożreć wraz z babcią, w środku lasu.
Nocą jest duchem, który straszy w piwnicy od jakiegoś czasu.
Tu kogoś zgwałci, tam zastrzeli, albo do krzyża wręcz przybije
by poczuć dumę, satysfakcję, czyli że nie bez sensu żyje.
Jednak pomimo, iż rzetelny jest niczym mrówka w swoim znoju,
ciągle go gonią inwektywy, „ty podła małpo”, „wstrętny gnoju”.
Nikt go nie lubi, nikt nie kocha jak na ten przykład karalucha,
lub skwar słoneczny, gdy od roku bez kropli deszczu trwa posucha.
A przecież myśląc tak logicznie, gdyby na świecie zła zabrakło,
to by wszelakie dobro nagle nam spowszedniało i wyblakło.
Kto by rozbijał grube mury, jeśli kazamat by nie było.
Któż miałby głodnym pichcić strawę, gdyby bezdomnych nie starczyło.
Nikt do człowieka by nie strzelał, tropiąc jak zwierza w głuchych borach.
Bo po co, jeśli wszyscy syci i z reguły w dobrych humorach.
Herosów nikt by nie uświadczył i do naśladowania wzorów,
jeśli zbrakłoby do schwytania, łotrów, bandziorów i potworów.
Komu pomniki by stawiano, kto by był hymnów bohaterem,
gdyby był każdy z gruntu dobry, rzekłbym przewrotnie, „słodkim zerem”?
Choć to paradoks, trzeba przyznać, dobro jest zła najlepszym druhem,
bo przy nim jak klejnot rozbłyska, w łeb waląc blaskiem jak obuchem.
„Szanujmy czarnych charakterów”, nawet największą kreaturę,
gdyż jemu dla triumfu cnoty pod koniec filmu trzepią skórę.