Gminny artysta
Bym coś wypił, jednak nie chce mi się ruszyć nogą.
Serce dziwnie mi kołacze siłą zamaszystą,
powtarzając wzniosłe zdanie. "Jesteś już artystą!"
Duma śpiewa w mojej głowie na wszystkie tonacje.
Cóż się dziwić, toż przyjęli mnie przez aklamację.
Gdy pomyślę o "autorach" czuję się jak w niebie.
-Wszak puściłeś ich w skarpetkach, gdzie im tam do ciebie.
Powoli do świadomości, mej prawda dociera.
Przecież również biednych "twórców" dziś trafia cholera.
Chociaż szkoda mi ich trochę, lecz się nie rozdwoję.
W końcu sami tego chcieli, więc mają za swoje.
Starczy by się pośpieszyli, albo bardziej chcieli,
to by pewnie dziś w swym gronie „słynną gwiazdę” mieli.
Gdyby nimi kierowała, wielka mądrość lisia,
otrzymali by artystę, a nawet trefnisia.
Pewnie zaraz po śniadaniu do miasta wyruszę,
w końcu jakieś artystyczne gacie kupić muszę.
Szalik zawsze będę nosił, baki wygolone
i tęczową sprytną czapkę, daszkiem w drugą stronę.
Muszę mieć wciąż blisko siebie jakieś laski młode,
oraz jak wielki artysta jutro się rozwiodę.
Bym się większym stał gwiazdorem, pociągnę z bukłaka
i czym prędzej muszę znaleźć dla siebie chłopaka.
Nie omieszkam także nazwać proboszcza matołem,
by jak każdy w „moich kręgach” pogardzać kościołem.
Popularność moja wzrośnie, gdzieś o procent trzysta.
Wczoraj niby zwykły gminny, a dziś już artysta.
Sami znajdą mnie wydawcy o oczach baranich
i będą skamlać pod drzwiami, żebym pisał dla nich.
Autograf jeszcze poćwiczę, piorun i spirala,
gdy sie napatoczą fani, to będzie jak znalazł.
Opłacając w sieci składki, jednak myślę o tym.
Może i jestem artystą, ale za pięć złotych.