Cmentarz
Idąc cmentarną, cichą aleją
czytam napisów wzniosłe bajania,
które na lśniących płytach bieleją,
chwaląc zasługi i dokonania.
Tu leży żołnierz co padł od kuli,
tam słynny lekarz i jego żona,
dalej mogiła znanej damuli
co przez najeźdźcę była gnębiona.
Dalej profesor, tuż obok sędzia.
Nad mogiłami piękne pomniki.
Przy nich kamieniarz tępiąc narzędzia,
w znoju zarobił cztery patyki.
Patrzę i myślę. Jakiż ja mały.
Oni tak czyści i prawi wszyscy.
Każdy z nich wielki i doskonały
i pewnie Bogu są bardzo bliscy.
Jednak po chwili nastrój ten mija
i patrzę na to z odmiennej strony.
Ten sędzia to był perfidna żmija,
co grubą kasą był przekupiony.
Tu leży pijak, tam sodomita,
obok nich złodziej i cichodajka.
Tamten dom przegrał, chociaż miał strita,
za nim bandyta i jego szajka.
W co drugim grobie kłamca perfidny.
Leni, szyderców nikt już nie zliczy.
Pod drzewem spoczął złośnik ohydny,
co żonie wręczył kielich goryczy.
Dziś na cmentarnej trwają posadzie,
gdzie wciąż się pluszczą w ulotnej chwale.
Los opierają swój na zasadzie,
że o umarłych dobrze, lub wcale.