Księga króla wiatrów cz2 z ?
Zatem wstała i pośpiesznie wzięła orzeźwiającą kąpiel w porannej rosie. Wiatry zazwyczaj nie poświęcają godzin na przesadne zabiegi poprawiające urodę. Jak widać rzucam kolejne kontrowersyjne stwierdzenie. I te jest również prawdziwe. Cała kosmetyka wiatrów ogranicza się do dopasowania odpowiedniej temperatury i zapachu, tak by dla innych wrażenie podczas spotkania z nimi nie było szokujące i ordynarne. Elie była „kalką” swojej matki. Bywało nawet, że je ze sobą mylono. Mówiono też, że jest piękna. I zapewne tak było, choć trudno mi pojąć jak coś tak ulotnego może być piękne. Gdy jednak się zastanowić to istnieje pewna analogia, bo w końcu gdy spoglądamy w niebo i obserwujemy ptaki w locie wszystkie z nich wydają się nam jednakowe. Jednak zaręczam wam, że w ptasiej społeczności każdy z nich jest niepowtarzalny i wprawnie rozpoznawany. Wszyscy wiedzą, że to jest chłopiec a nie dziewczyna, kto jest jego matką i że ma problemy z budowaniem gniazda, przez co za żonę dostał największą pokrakę, którą można spotkać na odległość wzroku. Ptaki podobnie przyglądając się ludziom widzą tylko jakichś dziwnych, strasznych potworów i nie dostrzegają, że akurat ta wychudzona, wygrzewająca się na leżaku mizerota wczoraj została wybrana królową piękności. Ale wracając do Elje, to jej uroda objawiała się delikatnością dotyku, przyjemnym zapachem i mądrością płynącą z konwersacji pełnej taktu i subtelności. Nie była rozwrzeszczaną i zadufaną w sobie „duszą towarzystwa”, lecz potrafiła z każdym wymienić kilka zdań i sprawić że nawet najbardziej wybredny interlokutor pogawędkę z nią kończył oczarowany jej bogatą osobowością. Kolejnym zabiegiem po przebudzeniu było śniadanie. I znowu dziwna sprawa, gdyż wiatry też jedzą. Nie pochłaniają jednak stert kotletów, albo bułek posmarowanych grubą warstwą masła orzechowego. Nawet nie są to soczyste truskawki, ani kapiące słodyczą winne grona. One po prostu pochłaniają ciepło. Dzięki takiemu posiłkowi nabierają odpowiednich kształtów, i właściwej werwy. Ale nie robią tego całkiem beznamiętnie. Starają się by spożywany posiłek (leniwe wygrzewanie się w promieniach słońca) miał odpowiedni zapach, zatem najczęściej pogrążają się w łapczywej konsumpcji nad rozkwieconą łąką, lub polami lawendy, a nawet w lasach gdzie rozkwitają konwalie, tudzież dojrzewają poziomki. Czasami, a szczególnie podczas wielkich uroczystości posiłki bywały ubogacane zapachami potraw w ludzkim tego słowa znaczeniu. Najbardziej wziętymi woniami kulinarnymi są zapachy pieczonego chleba, dymu z wędzarni, a nawet świeżej szarlotki. Gorzej mają wiatry te które pomieszkują nad suchym stepem, daleko na północy, lub gdzieś nad oceanem. Ci skazani są na wstrzemięźliwość smakową jednak starają się wszystko nadrobić gdy odwiedzają swoich znajomych w głębi lądu.
Tuż po śniadaniu do pogrążonej w meandrach rozmyślania bryzy zajrzała matka. Niby nic nowego, gdyż robiła to właściwie codziennie, jednak z uwagi na podniosłość dzisiejszego dnia jej odwiedziny miały charakter co nieco bardziej uroczysty.
-Witaj piękna panno młoda. Słońce od rana stara się podkreślić twoją urodę, - powiedziała przeciągając każdą z sylab, tak by współgrały ze szczęściem i nadzieją płonącą w młodym serduszku.
-Aj mamo. Słońce świeci jak co dnia i cieszmy się że sprawiło nam dziś w prezencie tak cudną pogodę, a urodę to chyba raczej mam po tobie – odparła ukrywając delikatny rumieniec, który niepostrzeżenie pojawił się na jej twarzy.
-Córko, nie chcę ciebie niepokoić, ale uważaj dziś na siebie – zaszumiała najdelikatniej jak tylko mogła.
-Co ty mamo mówisz? Dlaczego? Co się stało? - sypała pytaniami niczym czarna chmura gradem w lipcowe popołudnie.
Miałam ciężka noc – odparła matka. - Zawsze mi się coś się złego przydarza gdy w śnie bezskutecznie próbuję poruszyć skrzydłami starego wiatraka.
-Mówisz wiatraka? Mi też się to śniło – odparła nie kryjąc przerażenia malującego się na obliczu. - Pchałam z całej siły, a on ani drgnął – dodała po chwili dziwnie spokojnie.
-Nie wiem co o tym wszystkim myśleć, ale pewnie to tylko sen, - odparła matka odrobinę zaskoczona wyznaniem córki. - Nie przejmujmy się. To zapewne jakaś horrendalny przypadek. Nie potrzebnie o tym mówiłam. W sumie dziś będzie najpiękniejszy dzień twojego życia, - dodała ciepłym tonem, tak jakby chciała za jednym czarodziejską peleryną przykryć wymowę swoich wcześniejszych słów. - Mam dla ciebie flakonik z zapachem niebieskich róż rosnących w kraju za morzem. Będziesz najpiękniejszą panną młodą. Eltin będzie najdumniejszym z młodych wiatrów – dodała rozbijając do końca dzban niepewności, który nieopacznie postawiła przed córką. - A jak poradziłaś sobie z prezentem dla niego?
-Cały miesiąc układałam mozolnie wachlarz z piór które znalazłam na mojej plaży. Związałam je łykiem z morskiej trawy. Od przepływających waleni dostałam ich pieśń miłosną i wplotłam ją pomiędzy lotki i sterówki mew tak, że cicho rozbrzmiewa za każdym poruszeniem wachlarza. A co ty sprezentowałaś ojcu? - spytała z radosnym uśmiechem na ustach.
-A nic ciekawego. To było tak dawno – odparła wymijająco.
-Mamo powiedz – przeciągnęła ostatnie słowo i uśmiechnęła się delikatnie tak że matka nie miała serca dłużej unikać odpowiedzi.
-Na plaży znalazłam łezkę bursztynu. Szlifowałam ją piaskiem tak długo, aż powstał cieniutki listek o kształcie serca. Ojciec mówi, że go nosi do dzisiaj.
-A słyszałam od ciotki, że miałaś więcej wielbicieli, czemu się właściwie nie dziwę, - dodała lecz widząc, że ten temat nie koniecznie matce jest miły zaczęła opowiadać o prezentach swoich koleżanek.
-Kiedy ruszamy na uroczystości – spytała matka odrobinę zaniepokojona umykającym czasem.
-Jeszcze słońce nie w zenicie, a bal dopiero wieczorem. Na pewno się nie spóźnimy, przecież to tylko pięć horyzontów – odparła Elie odrobinę filuternie.
-Słyszałaś kto ma zostać nowym królem?
-Zapewne Ener z zachodu. Czekał na to długo, ale zasługuje dodała córka jednocześnie odruchowo sprawdzając czy w prezencie nie poluzowały się piórka.
Przerwę na chwilę tą zajmująca konwersację by pokrótce wyjaśnić meandry wyboru króla wiatrów.
Wiatry swojego króla wybierają jak większość dotyczących ich spraw na jeden wiek. Nowy król obejmuje władanie tuż po ceremonii zaślubin. Jako koronę od poprzednika otrzymuje otrzymuje księgę przeznaczenia i zamek którym jest obszerna, pełna najróżniejszych pomieszczeń jaskinia, na szczycie tajemniczej góry. Właściwie jego królowanie ogranicza się jedynie do funkcji reprezentacyjnych i rozjemczych, jednak wiatry podobnie jak poeci zaliczają się do istot najbardziej pazernych na wszelakie komplementy i splendory, czekają zatem z wytęsknieniem aż księga spocznie w jego dłoniach.
I tak powoli mijały ludzkie godzina za godziną, zbliżając zainteresowanych do wspaniałej uroczystości, jednak nikt nie spostrzegł że właśnie na zegarze delikatnie przysiadł tajemniczy ciąg dalszy i w dalszym ciągu zastanawiał się czy rzeczywiście starczy mu sił i chęci by ponownie nastąpić:)))