W drodze na Koziatyń-część dziewiąta
Woda już w nich ustaje, a dzień się chmurzy.
Wiatry gdzieniegdzie jeszcze szumią, groźne, długo
I dworce w posadach chwieją się, cisza jest głucho.
Nagle granaty rzuca ktoś do środka blisko,
Budynek stacji trzęsie się, krzyki, zbiegowisko.
<Poddaja się? No patrzcie -rzekł Władek cicho,
Ręce, łachmany, sznurki, - Co robi złe licho?
Wychodzą grupą w setki, liczę i nie policzę
Tłum, pilnować mi jeńców, gnać ich na ulicę.
Jeszcze drugi dworzec. Wiązać na powrósła,
Żeby żadna mi noga, czasem tu nie uszła !>
Kapitan Władek dodał- < Zdobycz nad zdobycze,
Lezą, psia juchy, dranie, wziąłbym ich na smycze,
To całe setki mamy, może być w tysiące,
Wagony splądrować mi, oglądać i to dobrze.
Meldować każdy ruch, miasto się poddało.
Koziatyń nasz to, wzięty ! Mówić można śmiało.>
W pociągu pancernym próżno szukać kogoś
Jest tylko Miasnikow, który patrzy wrogo:
< Nie rozumiem, jak mogli poddać się nad ranem,
Nasza piechota durna, działa poza sztabem,
Tak oddać im nasz teren, co za głupota wielka
< A gdzie byłeś Miasnikow, brakło oficerka?>
Wtrącił się Stiepan zły.
< My spory i kłótnie,
Zastawmy sobie na potem, strzelali okrutnie
Noc, ciemność była spora, zaczęli z wieczora
Ogromna strata> -woła, Miasnikow- <Nie pora!
Uchodźmy stąd jak można, broni brać mi więcej
Chodu! Chodu! Polacy idą, nie gadać, prędzej
Tymczasem przed platformą, grupa oficerów,
Rozgląda się, palą skręty, jeńców idzie wielu.
<Ile dobra kapitanie wpadło w nasze ręce,
Rachowali my długo, co leży we wnęce,
Tabory, żywność, skóry, wagony i działa
Kulomioty, pociągi ,sanitarki bez mała,
Wagon części magnesów, Panie jaki cały,
Kolumny, auta, sprzęt wpadł doskonały.
Trzy tysiące wagonów, oj będzie ich chyba
I nawet wielbłąd dwugarbny jest, też się przyda.
To zdobycz nad zdobycze, pięćset koni mało?
Koziatyń nasz jest, nasz ,ale tu się działo