Koniec M.
Styczeń — taśma trzaska; kadr się rwie, los tnie nas argumentem.
Luty — dyplom, dźwigam przyszłość; klucz w zamku, świeże mieszkanie,
Półgłosem pytam los: „to dom dla dwojga, czy zadanie?”.
Znikam w trasie — dni i weekend; praca, presja, brak ochoty,
Ty przed lustrem — królewski status: zero czynów, same kłopoty.
Plakatowa bohaterka? Nie — maska, mem; bliżej z Jokerem,
Mój film bez ciebie lepszy — Nie mission impossible gdzie ja bohaterem.
Nowe metry — kredyt metronom; ja w robocie, ty: scroll, relacje, wakacje;
Zlew — skamieliny naczyń; twoje „plany”? poradniki, puste motywacje;
Ja: przelewy, dyżury, transakcje; ty: żądania, pretensje, narracje;
To nie sitcom — tu trzeba akcji; dom to praca, nie tło pod selfie i atrakcje.
„Prezent dla ciebie” — prezentacja: pół wypłaty, suche procenty;
Paczka — lustro w ramce; werdykt prosty: sama sobie wręczasz komplementy;
Kardashian w feedzie — filtry, patenty; błysk bez treści, póz bez puenty;
Offline prawda: brak dyscypliny — zero roboty, gdzie te talenty?
Rozmowy — szum w przewodach; glitch w taśmie, pęknięte ścieżki;
Szacunek — minus w liczniku; brak iskry, brak już treści;
„Dość” — mówię; „wracaj do campusu”; zamykam temat bez gestów;
To dom — nie ring na dramy; tu logika, tryb bez szeptów;
List — kładę; usta — czoło; kropka — koniec; bez dodatków;
Drzwi — cięcie; cisza — kredyt; oddycham wreszcie bez ratunku;
W tle — twoja mantra z playlisty; plastikowy, krzywy hymn;
„You don’t cook, you don’t clean” —
Nie zdobyłaś pierścionka; spróbuj znaleźć nowy rym.
Ja płaciłem za marzenia — rachunki, odsetkowe procenty,
Ty wypisywałaś wishlist — szkoda, że nie dokumenty.
W sieci błysk i „story”, w realu — spłowiałe kolory,
Chciałaś szybkie „glory” — życie nie ma „skip intro” do chwały.
Gordon pyta: „gdzie kuchnia?” — w tej scenie brak wątku,
Marie Kondo: „joy?” — odpowiada kurz: „brak porządku”.
Ty w filtrach grane „queen”, ja dźwigałem real — to był trap,
Pstryknąłem jak Thanos palcem — click — i znika cały ten etap.
