Ballada o koniu i rycerzu
w starym zamku nad jeziorem,
mieszkał sobie dzielny rycerz,
ze swym równie dzielnym koniem.
Koń był czarny niczym węgiel,
grzywę piękną miał i lśniącą,
wyczesaną ręką giermka,
wiatrem z gonitw wciąż pachnącą.
Gdy wyruszał rycerz w drogę,
zawsze siodłał swego konia,
siadał na nim pewien druha,
mocno wodze trzymał w dłoniach.
Dbał by siana mu nie brakło,
by był pełen owsa worek,
by miał wiadro czystej wody
i dobrze zamocowane podkowy.
Wiele miast zjeździli wespół
i strumieni w bród przebyli,
wszędzie zacnie ich witali,
wszyscy dla nich byli mili.
Kiedy rycerz osiadł wreszcie,
w swym zamczysku i majątku,
zadbał także i o konia,
nie zapomniał o obrządku.
Gdy wymościł mu już stajnię
i był pewien, że jest sucha,
przytulił się do łba konia
i tak szepnął mu do ucha:
dzięki, drogi przyjacielu
za znoszenie mych humorów,
za tysiące kilometrów,
pokonanych razem wojów.
Odpoczywaj sobie teraz
i dożywaj swej starości
bo strudzony jesteś mocno,
żyj spokojnie i w radości.
Kiedy kres wędrówki ziemskiej
przyjdzie na nas, co jest pewne,
opuścimy ziemski padół,
będą śpiewać o nas rzewnie.
O przygodach, bitwach w znoju,
mym honorze, dzielnym koniu.
Przyjaźń nigdy się nie kończy
ani wdzięczność, ani chwała.
Bądź mi druhu przyjacielem
Przez kolejne wspólne lata.