Księżycowa miłość
poruszył pasmo włosów nad moim czołem,
figlarnie załaskotało lewy kącik ust
i wywołało uśmiech, który wziąłeś za zachętę.
Nie żaluję.
Zmysłowy szept przeniknął do moich uszu
i podniósł uśpione powieki.
Sen kurczowo trzymał się rzęs
by chwilę potem opaść na poduszkę,
tuż obok Twej głowy.
Śniłam pięknie.
Dotyk zawibrował przestrzenią
pomiędzy naszymi ciałami
i wtulił moje plecy w Twój nagi tors.
Rozkoszne, pobudzające ciepło.
To była ta chwila, sen na jawie.
Cisza, przepełniona temperaturą
upływających sekund,
nie dała nam zbyt wiele czasu do namysłu.
Vibrato zmysłów, sekwencja pragnień,
zaowocowała jednym ciałem i jedną duszą.
Harmonia chwili rozpłynęła się z cichym westchnieniem,
kołysana w bezpiecznej przystani naszych ramion.
Księżyc, zazdrosny intruz i samotny kochanek nocy,
zagląda od czasu do czasu w okno.
Nie mam mu nic do powiedzenia.
Pora spać mój piękny Morfeuszu...
Pora spać, już świta...