Homo sum...
cierpienia i radości dla wersów istotnych.
Jeden sensu nie widzi, drugi ego wzmocni,
stwórz świetlisty poemat - niebo wypogodzisz.
Uciekam po papierze, pióro banał goni,
rozmawiam w ciszy z duszą, co weną nazwali.
Dzisiaj milczysz przekorą podlewasz je łzami,
skrzydlata leć aniołem w stroficzny kompromis.
Czy wzruszeniem obudzę, w epitafium zajrzę,
masz podzielić kawałki, stworzyć nową całość.
Czytam więc spolegliwie, aby wiecznie trwało,
czuję że nic nie wnoszę do lirycznej rajzy.
Przysiadłem na rozstajach, patrz ile kierunków,
iść dalej, czy zawrócić? Szosa się rozwidla.
Co robić, serca pytam? A przede mną szyba,
rozbić łatwo, lecz po co? Wartości ugruntuj.
Wertuję po szufladach, a w nich tylko kurze,
przecieram... widzę twarze w niespełnieniu śpiące.
A obsesja powraca, gra już liter koncert,
przeczekam, sił nabiorę, na pewno nie stchórzę.