Nic to!
mijają się w drodze udając pogardę.
Chociaż myśli twórcze na oścież otwarte,
czekasz, lecz na kogo - jak zwierzę we wnykach.
Czas ci sublimuje, wartki upływ chwili,
wena skołtuniała... od ściany do ściany.
W kąciku na skraju, jakże jesteś mały,
pióro, kartka, niebyt, artyzm się pochylił.
Spojrzał chciwie w oczy i wydobył szablę,
przyłożył do grdyki... niebo albo ziemia?
Ze strachu nasz twórca, na poły oniemiał,
a gdzie masz atrament - idźże więc do diabła!
Nic dzisiaj z pisania, arytmia współistnień,
każdy w inną stronę pociąga kołderkę.
Pokimam minutkę zaś pójdę na mękę,
sen widok przejaśni - ja może odzipnę.
Pojutrze od nowa spacerkiem po bieli,
a Herbert z uśmiechem - uciekasz cholero!
Nic tu po mnie mistrzu, bo może zaboleć,
patrzeć i podziwiać jak nicość się cieli.