- NATCHNIENIE -
bo wypuściłam go z rąk,
i wtedy zapewne porwał go wiatr.
Długo na niego czekałam, było jak kot.
Rozszalało się, pogubiło
postrzępione słowa -
a ja milczałam, nie chciałam
już próbować, utuliłam swe oczy,
odgrodziłam się od niego.
Gdy usnęłam, aby poszukać czegoś
innego, wśliznęło się cichcem jak kot.
Łaskocząc mnie w podświadomości w nos,
potem przysiadło na skraju łóżka.
Kazałam mu odejść, ale ono
wciąż chciało przy mnie trwać.
wirowało jak tańczących liści szal.
Gdy uklękłam a włosy zmoczył
zimny drżący deszcz -
zatęskniłam znów i chciałam
by wróciło, niesione tropikalną gorączką.
Chciałam z niego stworzyć ogrodowy
dziki świat, posrebrzany złotymi diamentami.
Ale ono wcale nie chciało tak.
Chciałam mu przywdziać stroje królewskich dam,
chciałam by włożyło atłasowe trzewiki,
rozmiarów nie było, kolor nie ten.
Wpadło do mej głowy, jak lawina rozbudzonej góry.
Porozrywało kilka urządzeń, systemów -
to nic że nic nie słyszę, to nic że nic nie widzę.
Biegnę przed siebie, rozdaję, co mam.
Może to nawet tysiąc lat trwać,
gdy upadnę zawsze mogę wstać.