- Z TARGU STAROCI -
i zapewne nie pójdziemy
na targ staroci, aby poszukać
starego kredensu,
kredensu takiego jak mojej mamy.
Choć by nawet słońce
świeciło ci prosto w twarz.
Pozostaniemy w domu, tak
jak pozostali, aby śledzić
bieg wydarzeń na krańcu
odległych krain, tylko
nie pomiędzy naszymi oczami.
Wyrwana ze snu firanka
obejmie pustą framugę
białymi ramionami.
Ciemna postać donicy, którą
kupiliśmy sami, pękając
wszystkich równo zrani.
Dzień toczy się deszczem
i postrzępionymi chmurami.
Każda chwila syczy, gdy przypieka
się ją nie sprawiedliwie nad
trującymi oparami.
Kiedy dotykam okruchów
pamięci, chciałabym, aby ten dzień
nie toczył się deszczem.
Wówczas pójdziemy na targ
staroci, i odnajdziemy robione swetry,
skarpety; wydziergane słoneczne
chwile. Już pomysł kwitnie
w twej głowie słodkimi poziomkami.
A z ziemi pną się białe tulipany,
zasadzone w tamtym wieku
żółte śliwy, i pomarańcze.
Dzień powoli wstaje a noc usiadła
pod drzewami, w ciemnej szacie
i w pończochach z koronkami.
I śpiewa wraz z nami,
nocnym szeptem i cieniami...
Mrok się smutkiem skrada,
tłocząc chłód w futrzanej czapie.
I tylko chwila, i tylko ta mała
wskazówka zegara..
I tylko ta mała wskazówka
słonecznego zegara, odpędzić
może te zmory i widziadła.
I tylko ta drobna rada
z miłości nam dana,
wraz z dniem i nocą
przy ognisku rodzinnym
cudny poranek zapowiada...