nie skryjesz się w mroku i nie zliżesz całej soli nocy... /1/
kiedy już cisza ucichnie
a oczy domów zamkną powieki
wychodzimy z siebie i
niezastukanym krzykiem
próbujemy być nawet wtedy gdy
nie otworzymy drzwi
bo tak naprawdę
nie jesteśmy zamknięci tylko zaciszeni
~~~
mieszkała na drugim w narożnym mieszkaniu
nie otwierała okien
wychodziła o zmroku do nocnego
po drodze w śmietnikowej altanie
opróżniała plecak z pustych butelek
kiedyś mijałyśmy się w klatce
spojrzała spod szarej czapki
nasuniętej głęboko na oczy
w zasadzie cała była nijaka
oczy też miała zasypane w popiele
potem słuchałam na balkonie
jej samotności
wciśniętej w ciemnostalowe mroki
a jednak zapraszała do siebie powietrze
stałam obok i liczyłam pustki
tak bardzo znajome tak blisko a jednak
o jeden skos z drugiego na trzecie za daleko
paliła dużo
piła mniej ale intensywnie wino tylko wino
właściwie nie pamiętałam czasu
w którym tego nie robiła
może był jakiś moment w jej życiu
jakaś młodość
pewnie posiadała wiązkę dziwnych
niepasujących do siebie obrazów
twarze cienie strzępy podartych rozmów
i miłość zapewne
gdyby tak przyłożyć do niej ucho
mogłabym usłyszeć głuchy krzyk
przejmujący tak jak wiatr północy
wypełniający długie godziny
dzielące przebudzenie od zaśnięcia
wewnętrzny dialog
a czasem wyrwane z ciemności
słowa:
– jestem zmęczona i dlatego
piję samotnie...