Ty (ja)
Byłem gotów na każde Twe skinienie
Teraz lód, a w nim wiatr wieje
A wraz z nim moje upodobanie do Ciebie
Pomyliłaś mnie z mym odbiciem lustrzanym
W którym okruchy wad są elementem stałym
Skrzydła wyhodowałem samoistnie
By odbierać, co moje siłą zawistnie
I będę żył wiecznie, by rozniecać uczucia w piekle
A miłość to wymienię na marne szekle
Na pierwszy rzut oka nie zauważysz
Kiedy przy mnie swe emocje na szali zważysz
Jestem cząstką tego, co starożytne
Zakorzenione w mitomanii i tak bardzo nieuchwytne
Od zarania dziejów zwalczane z miłością
A Wasze próby uchwycenia mnie z marną starannością