"Zrozpaczona"
Wylewasz łzę, która po policzku Ci spływa
Dzielę się z tym sobą i nazywam to kreacją
Gdy okaleczasz się przez to ja Ci odpowiadam: "Bywa"
Twój ból i cierpienie sprawiają mi radość
Tym bardziej gdy Ci mówię, jak lubię tej szczupłej nagość
Nie akceptujesz swego ciała, więc szczególnie Cię to dotyka
I tak w kółko, każde me słowo powoduje, że uśmiech Ci zanika
Zbyt słaba by ze mną się rozstać, mnie to motywuje i się tym żywię
Uwielbiam, gdy płaczesz tym bardziej dogryzając, jeśli chodzi o Twego ciała linię
Dzięki mnie brakuje już miejsc na rany na Twym ciele
Czy ty myślisz, że się zmienię? Ja dopiero teraz w kolorycie Twych łez się mienię
Twa psychika podupada, a ma wzrasta
Przeliczam Twe łzy, a satysfakcja z tego się rozrasta
Mówisz, że idziesz z tym wszystkim skończyć
Wpadam w śmiech i mówię, że nie dasz rady się z tym pożegnać i permanentnie rozłączyć
Przez swe zachowanie tracę przyjaciół i ludzi, którym pasja i szacunek pierwsze miejsce
Po co mi oni, skoro mym żywicielem łzami się karmię?
Na pokaz prezentuję mego charakteru diametralną inwersję
By dać nadzieję, a później zerwać ją marnie
Oświadczam Ci się, by wytorować sobie nową bolesną drogę
Wstaję z kolan i spluwam na podłogę
Ty to dostrzegasz i zmagasz się z niekalkulacyjnym tchnieniem
Popadasz w stan łzy, która drąży Twe pocięte policzki, lecz ja nazywam to swym tlenem
Odchodzisz wzbijając duszę nad księżyc biały
Przysłaniasz go cieniem płaczącej istoty dokładnie cały
Umieram bez możliwości sprawienia Ci bólu
Najwyższy czas by znaleźć nowego żywiciela, lecz nie pozbędę się mych czynów tańczącego tłumu...