Nie kradnij mojego nieba dla niej.
Nie kradnij mych gwiazd.
One dla mnie co noc świecą,
Jak to jasne wspomnienie sprzed lat.
Odejdź dokąd i z kim zechcesz,
Ale nie kradnij, nie gaś mi nas.
Póki mnie księżyc blaskiem otula,
A spadająca gwiazda życzenia spełnia,
Mogę patrzeć w granat wyszyty złotem,
Czy nade mną pełnia, czy też nów,
I do snu kłaść się, myśląc:
Że my się kiedyś spotkamy znów.
Trwam pod pierzyną gwieździstej nocy,
Jak pod przykryciem twoich słów;
Jak nad otchłanią czy nad jeziorem,
Gdy śledzą mnie w tafli twe oczy,
I płynę łódką naszej miłości morzem,
Bo my się nigdy nie spotkamy znów.
Od jutra zniknę z gwiazdozbiorów
Bo twoje niebo - już nie dla mnie;
Ani zorze polarne, ani lico szkarłatne,
Nie rozświetlą już moich snów.
Do snu kłaść się pod gołym niebem będziesz,
Gdy ja, samotna gwiazda - zgasnę.
A ty idź, już znikaj w tę bezdenną noc,
Skradnij zamiast gwiazd moje ciało, usta i głos.
I wspominaj tylko, jak nam było dawniej.
Zgaś mi płonące z miłości oczy,
Ale nie kradnij mojego nieba dla niej.