pod burgundową wiśnią.
Niewinna jak wodna lilia,
W tulipanowych ogrodach kwitła,
W słońcu się kąpiąc i prężąc.
W owocowym sadzie przy jabłoni,
Stokrotki zbierała co dzień,
By potem w cieniu magnoli,
Nie czuć się jak przechodzień.
Pąki czerwonych róż podziwiając,
Szeptała do nich namiętnie,
By choć one w obliczu samotności
Mogły poczuć się pięknie.
W lawendowym powiewie wiatru
Nuciła pod nosem, po zmroku,
Marząc o oceanach błękitu
I mięciutkim obłoku
Co utuli ją do snu.
Czekała na Ciebie złudnie przy burgundowej wiśni,
Z nadzieją, że tej nocy znów się jej przyśnisz.
I tak mijały dni, miesiące i lata,
Więdła cicho w ogrodzie,
Licząc na koniec świata,
Ale nie skończyło się nic.
Przeszła podła burza,
Połamała sad,
Padły wszystkie kwiaty,
On, onieśmielony, zbladł.
I rośnie tam gdzieś róża,
Niepodal kwitnie mak,
Czy odrodzi się miłość,
jeśli skończył się świat?