Ludzie otwartych okiennic
nawet dla słońca
a rodzice umierają
bez dzieci,
gdzie żyjesz w przeszłości
zawieszonej na suchej gałęzi
rodzą się ludzie
o malowanych oczach,
ludzie bez zamków i kluczy
ludzie otwartych okiennic
ławka, ganek,
wepchnięta w podwórze sień
ręka, noga,
lżejsza od liścia głowa
zupełnie bez zmian
niezmiennie odmienni
żyją bez czerni,
jaśni,
przejrzyści jak woda
z pustymi rękoma
płyną po złocie pól
a pod dachem,
nisko nad ziemią
śpi spokojnie
Król Wszechświata
powolny rytm
wybijają im dzwony
starej cerkwi
niewybite jeszcze
zielenią
noc krzyczy tu śpiewem
a nie śpiewa krzykiem
światłem udaje dzień
zaprasza cię
w miąższ dźwięku
a jeśli ktoś z nich umrze
to jedynie wtedy,
bo Bogu jest żal
przerywać ich dzień
i jeśli posłuchasz
możesz urodzić się z nimi
przez zakute zazdrostką okiennice
wejdź
usłysz
zbłękitniej
poczuj tupot zbóż
wejdź
usłysz
otwórz