Od pierwszego wejrzenia
na moment,
gdy idąc samemu
drobna pszczoła nie mogła powstać z ziemi,
bo tak bardzo nęcił ją
kwietny aromat betonu
przeskoczyłem nad jej barkiem
i spytałem uprzejmie o kierunek
cisza zadźwięczała mi w uszach,
zagłuszyły ją pewnie psy
podskoczyłem uradowany
i na bloku suchego liścia
(z drzewa kasztanu
bardzo możliwe)
wybrałem się z nią w podróż
raźniej stawialiśmy drobne kroki
dziwnym jest rozmawiać z owadem,
dziwnym jest milczeć z człowiekiem,
przywiązaliśmy zatem spojrzenia nasze
do bladego punktu na przodzie
i udawaliśmy przed sobą
jego wartość
(piękne miała oczy,
naprawdę,
mądrze widziała w nich świat większym
bo ja też odbiłem się tam na moment
kryzysowa czerń ich powierzchni
pochłaniała z otoczenia
najmniejsze drobiny światła,
pochłonęła moją uwagę,
gdy zdobiłem ją wiankiem myśli
idealnie owalny tułów
oddychał spokojnie
tak, był przy mnie spokojny
ze szczęścia znów prawie podskoczyłem
oddychał i mienił się w słońcu
i błyszczał i krzyczał na boki brokatem
i nie miał sobie równych)
kwiaty rozkwitły przed nami
toż i kres naszej drogi kolorem się zjawił
spojrzenie jeszcze jedno
- pytające
kiwnęła lekko czułkami
wylądowałem przeto na ziemi
i stopami zahaczyłem o bruk,
gdy układałem jej pościel do snu
znikłem zaraz za rogiem
gdzie znalazło się miejsce lepsze,
za późno już jednak
mam nadzieję, że żyjesz