Chłodny podmuch
skłębionych jak w zagajniku
i trzech dniach
rozciągniętych niczym brzeg na północy
wpuścił zza klamry
niedawno przyczajone ogniki,
parzące ostrymi igłami głowę
zmęczoną jeszcze słonym, letnim gradem
utknęły w niej na stałe,
piekąc oczy i męcząc głośnymi pytaniami,
gdy gaśnie muzyka,
przepuszczając między palcami
mniej brzmiące akordy
a może właśnie te najpiękniejsze?
wstał powoli z łóżka
i sunął stopą po jeszcze chłodnej trawie
kreśląc słowa i zdania
do swojego listu
stanął tuż przy brzegu,
gdy już każdy fragment zwiotczałych liści
gotów był do skoku.
nie, brakuje czegoś
kropki
zrezygnowany strzał odbił się gdzieś po obłokach
bo jak napisać,
że mimo iż znała cię lepiej
niż sam siebie zdążyłeś poznać
nie będzie nic?
bo wpierw musisz biec?