Odzienie
starte silnym wiatrem
powiązały włosów swych resztki
i stogami układać zaczęły
formując półokręgi brwi
z ciepłego swetra
zielonych nici drzewnych
powysuwały nosy
zwabione aromatem
pęczniejących letnich jabłoni
kamiennymi oczyma
przerzuciły nad światem
łzę pierwszą, poranną
puszczając ścieżkami
kamieniami śladem twardą
rękę podnieść chciały,
kręcące się za uchem sarny odgonić,
otwór jednak,
na głowę przygotowany ledwo
ramię tylko wypuścił stękając
otoczywszy szwów linią zieloną
głowy ich zaraz zajęły się parą,
myśleniem zbytnim przejęte
i nad rękoma dym uniósł się w górę
od ciepła
i od zmartwienia
kurczącym się letnim ubraniem
zapach węgla
rozlał się po okolicy
płomieniem jego wygasłym
pobudził mieszkańców
wciąż śpiących
ze swetrów wysunął im nosy