Wyprawa Kijowska
Szabla jego przy boku w pełnym aksamicie
Krzywe klingi, kamizele, dywany na siodłach
Uprząż koni kozacka była i tak ozdobna
Cofały się resztki jazdy kozackiej na tyły
Uchodziły na wschód -daleko pędziły.
Jeszcze spojrzał to kozak spode łba ukrytego
Na pole przegranej bitwy klęski pułku jego
Jeszcze jeden złoty ząb zabłysnął z tej złości
I krew z czoła płynęła strugą obfitości
Popatrzył a potem podniósł rękę ku górze
Rozkazał <Za Żółty Bród ,walki będą dłużej>.
W szpicy Jazłowieckich wiarusów, kompanów,
Jechał dziewiąty pułk i kilku z przodu ułanów.
Gniade konie raz kłusem raz stępem to gnane
Pędziły na przemian w dal-tak niezmordowane.
Odezwał się wachmistrz Jan głosem dość chrypliwym
Już w krtań kurz wciskał się tumany się wiły.
< Bolszewika to wcięło gdzieś bracia moi mili,
Bo długo już szablą nie ciąłem ich po szyi
A przecież my w przodzie wszystko przed nami
I każdy łeb czerwony będzie roztrzaskany
Franek myślę, że nasze ruchy wojska bracie
Nie zdradzą pola zamiarów – A na co Wy czekacie?>
< Janie, trochę to tempo mi nie odpowiada,
Konie zmęczone od rana- to lekka przesada.
W forsownym kłusie z wiatrem pędzimy to stale,
Kiedy księżyc srebrzysty gwiazdy odkrywa małe.
Jak ten zegarmistrz czasu w poświacie jedynej
Znak nam daje -wiesz jaki ? -Czas na odpoczynek!>