Melancholia
W ogrody bujne liściem wchodzę sobie,
Krzewy na boki rękami odsłaniam,
Widzę pień wartko, strumykiem sam płynie,
Obok za nim wolno drogą się przechadzam.
Odkrywam końce ostrych zagłębień krzewów,
Trudnych do obejścia -a tam odnajduje
Samolocik czyjś, mały, zabłąkany
Uwięziony siłą z wiatrem przygnany.
Ktoś ręką rzucał go silnie daleko,
W tło zieleni bajkowo soczystej,
Strumyka i wód, gdy szumią nam wiernie,
Oddając cud wody czystej perlistej.
Papierowy on, kto go nie pamięta
Wezmę więc i rzucę – niech dalej nam leci.
Patrzę w wodę czy pień mi dogoni,
Melancholią czas płynie i odleci.
Przywołam dawne myślami spacery,
Co drzemią we mnie jak dziecinny obraz dni
I oczy zamknę, mam ciszę tak na chwilę
Oddalam się od spraw, płynę- to się śni.