Jan N. o truciznach
który nie bał się okupacji,
zmian ustrojowych
i amunicji,
lecz śmiertelnie obawiał się
nieodurzonej codzienności
świadomego bytu
duszkiem wychylił
fiolkę z trucizną,
gdy wszyscy wokoło
zakryli akurat twarze
o 12.03 do kabiny wszedł pracownik,
który miał przerwy na każdą okazję
śniadanie, toaletę i papierosa,
jedynie nie na samotność
ją leczył w godzinach pracy
melodyjnym stukotem szkła,
który brzmiał prawie jak rozmowa
sączył ostrożnie zawartość,
tak, by żaden dźwięk
nie przebił zatyczek w uszach
innych urzędników
o 16.25 do salonu weszła kobieta,
którą stresowały spadające liście
i rosnące ceny
i zupełnie nieruchome problemy,
lecz odstresowała się w każdym kierunku
rozrzucała po pokoju
zmartwienia w kieliszkach
zalewała sobie krtań
na wpół pustym bukłakiem,
by sama nie mogła wypluć ani słowa
i żeby inni dławili się milczeniem
o 22.46 do sypialni wszedł chłopak,
który kończył wszystkie studia,
i kursy językowe
i szkolenia,
lecz nie mógł skończyć z sobą
z pomysłu na życie zostawił jedynie część,
że kiedyś na coś umrze
rozlał gwałtownie na podłogę
płyn ze szklanki,
upadł ciężko w lekki sen,
by chociaż móc zatrzymać myśli
o 00.01 do kuchni wszedłem ja,
który widział już i słyszał
prawie wszystko
i wszystkich,
lecz próbował
do skutku
do pierwszych ofiar
opróżniłem butelkę
i każdy z nich miał rację
nie bałem się już niczego
prócz prawdy