Sto słówek... epitafium na ulicy (07)
Światło stroboskopu wiło się po ścianie. Muzyka, alkohol, narkotyki i ona jak dziki, czarny kot. Śpiąca za dnia, atakująca nocą.
To jej pora. Rozpływała się w tłumie. Poznawała dezolację darkroomów i gorączkowego seksu z ludźmi, których kształty mogła jedynie wyczuć dłonią. W ciemności pozbawieni byli tożsamości, a nawet twarzy.
Tak bardzo pragnął jej dotknąć. Jednak ona należała do tamtej strony ulicy.
Kiedy upadała pod ciosem, niczym mandragora wydała przeraźliwy krzyk. Pierwszy i ostatni raz sfrunął jak ptak. W pustkę.
Dwie struny zamknęły przeszłość w czarnych pokrowcach…