Słów kilka o tym, dlaczego nie należy patrzeć nocą przez judasza.
Chciałam dzisiaj coś napisać, /no wiecie, skoro już tu wlazłam, założyłam konto, to wypadałoby pokazać, że mam coś sensownego do powiedzenia... po namyśle skreślam -sensownego -/, ale niestety jest to absolutnie niemożliwe. Boli mnie głowa. Pisałam wczoraj, że nie lubię Sylwestra, ale okazało się, że on mnie tak. /W sumie to mu się nie dziwię, gdybym nie była sobą, tylko kimś innym, to też bym się lubiła. Taki żarcik, hehe. No co, jaki stan umysłu, taki i humor/. Więc ten Sylwester to wcale nie poczuł się urażony moimi wywodami /twardziel, nie powiem/, przyszedł jak gdyby nigdy nic z butelką wina i tak wiecie od słowa do słowa… Sylwestra już nie ma, wina też… jest tylko ból głowy, za to gigantyczny i wszędzie - w sypialni, kuchni, przedpokoju, ale najbardziej na środku czoła. Po cholerę go w ogóle wpuściłam do środka /Sylwestra ma się rozumieć/, tak polewał, polewał, sam niewiele wypił, za to dużo mówił, powspominał, pożartował, gdzieś o trzeciej nad ranem założył melonik, pożegnał się i tyle go widziałam… /Ciekawe, kto to dzisiaj będzie wszystko sprzątać "i ten popiół na dywanie" też/. Za rok się zabarykaduję, nie wpuszczę, nawet przez judasza nie spojrzę, a teraz idę po aspirynę i spać, tak spać. Kto powiedział, że śpi się w nocy? Noc jest zbyt piękna na spanie - są gwiazdy, księżyc, wino, a jak jest wino to i kobiety są piękne, i lustra nie przeszkadzają /łooo matko, co ja gadam, to może być skutek uboczny nocnych baletów, juto mam nadzieję znów będę sobą/. Tak, że wiecie - idę spać. No to cześć!
A, wierszyk jeszcze:
Jeśli w Nowy Rok boli cię głowa,
to później będziesz już tylko zdrowa.
I niech się spełni.