Słów kilka o czasie, który podobno jest względny /tego nie wiem/ i nieubłagany /a to akurat znam z autopsji/.
Słyszycie to? Nie? A ja tak, hehe. To właśnie jest cisza. Zjawisko nader rzadkie w moim domu. Chwilo trwaj! „Hej ho, hej ho, do pracy by się szło...” zanuciłam dzisiaj rano anielskim głosem Własnemu, który z miną człowieka skrzywdzonego przez los wychodził z sypialni. Głowę sobie daję uciąć, że słyszał, ale nie, nie dał się sprowokować. Macho. Zaraz potem wparował do pokoju Młodszy z głośnym i jakże dramatycznym protestem, że jak ja nie idę do pracy, to on też zostaje w domu i że sprawiedliwość musi być. Hehehehehehehe. Tyle w temacie. Jakby Karguli oglądał, to by wiedział. /Zresztą spodziewałam się tej demonstracji, jestem przygotowana, milczeniem go pokonam./ Starszy śpi i spać będzie do wieczora. Pamiętam jeszcze te czasy, gdy się wracało z baletów o czwartej nad ranem. Jacież marchewka, jak ten czas ****. Ale nic to. Dzisiaj zagram mu na nosie, niecnierobienie bardzo go wydłuża /czas znaczy się, nie nos/, a ja dodatkowo jeszcze będę grać na zwłokę /oooo, nawet nie wiedziałam, że taka muzycznie uzdolniona jestem/, zaparzę sobie kawę i to parzonkę, nie jakieś tam śmieszne latte czy inne sratte, najlepiej w wiaderku i pić będę przez słomkę. Jestem w niebie! Kawa pachnie i smakuje obłędnie. Z głośniczka cicho leci Mikromusic: „Tak mi się nie chce, tak bardzo nie chce, lecz kiedyś jeszcze będę, będę seksi…” /Jak nie, jak tak, hehe./ Bosko…. „Nic nie może przecież wiecznie trwać…” Nie, nie, nie! „…co zesłał los trzeba będzie stracić…”. Tylko nie to! Ignoruj! Kawę pij! Kawę pij i ignoruj! /Pięć minut później. Sami widzicie, że walczyłam, ale ktoś musi przegrać, by zwyciężyć mógł ktoś. Nawet wiem, kto to jest ten ktoś./ No i gdzie ja dałam ten cholerny telefon!? /Po jakiego czorta Bell wymyślił to piekielne urządzenie. No przecież gdyby go nie było, musiałaby napisać list - tak wiem, że to ona dzwoni, wiem - pójść na pocztę, wysłać. Później listonosz niósłby go jakieś trzy dni. Przy dobrych wiatrach to nawet mógłby go zgubić. A dlaczego niby nie? Wiecie ile ja bym w tym czasie zdążyła wiaderek kawy wypić?/ Jest. No tak: „Dzwoni Barbara. Odbierz natychmiast”. No i właśnie w tej chwili szlag trafił moją walkę z czasem, który przyspieszył tak niebotycznie, że złamał wszystkie zasady czasoczegośtam. Jeśli ktoś jeszcze nie rozumie, o co chodzi, poniższy wierszyk wyjaśni wszystko:
Kiedy dzwoni Barbara,
rozpierducha będzie zaraz.
Barbara to jest wariatka i moja najlepsza przyjaciółka.
No to cześć!