Słów kilka o spodziewanej wizycie Carycy i pewnej Kasi, która nie istnieje, a jednak została wmieszana w zemstę stulecia (część 5c, przedostatnia).
- Jak wyglądam? - rzuciłam mimo wszystko niepewnie, przeglądając się w lustrze.
- Niestety, świetnie. Ale to się znowu zmieni jeszcze dzisiaj wieczorem, hehe. A teraz idź otwórz mamusi, niech nie stoi na wycieraczce.
Oczy Carycy przypominały dwa statki kosmiczne. Już w progu wbiła we mnie ten wzrok, który tak doskonale pamiętam z naszego pierwszego spotkania. Pomyśleć, że minęło już tyle lat, a ja go wciąż jeszcze czuję na skórze. Właściwie, przyznam wam się szczerze, sama zaczęłam ćwiczyć taki sam przed lustrem, przecież i ja w każdej chwili mogę zostać teściową. Niestety, póki co efekt jest mizerny, na rolę Bazyliszka perspektyw brak. Przyszło mi nawet do głowy, że to się dzieje samo z siebie w momencie pierwszego spotkania z tą niegodną synowskiego serca małpą, ale ćwiczeń nie zaprzestanę, pewności przecież nie mam.
- Jesteś normalna - wypaliła w końcu Caryca, obchodząc mnie z prawa do lewa i mierząc od stóp po czubek głowy.
- No cieszę się, że wreszcie mamusia to przyznała! Po tylu latach, ale jednak. Warto było czekać. Kawusi się mama napije?
- Byłaś dzisiaj, kochana, na mieście? - zapytała, siadając obok Barbary i nie spuszczając ze mnie oka.
- Ja byłam - wypaliła Barbara i zaczęła swoją opowieść. - Bo wie pani, przyjechała do mnie kuzynka z Podlasia, właściwie to uciekła od męża tyrana. Biedna, zahukana, bez środków do życia. Przed południem byłam z nią w ciuchu u pani Grażynki, żeby kupić kilka najpotrzebniejszych rzeczy, a teraz wpadłam do Hortensji i myślimy, co dalej robić. Potrzebna będzie jakaś praca, mieszkanie... Wiesz, Hori, szczerze powiedziawszy, ona to nawet tak troszkę podobna jest do ciebie, gdyby nie to, że zaniedbana i umęczona, to można by was z daleka pomylić jak nic...
No i zadziałało. Wiedziałam, że Caryca nie zostawi takich informacji bez odzewu.
- No i czego stoisz, kawy mi zaparz, kochana. Czy ty aby nie przesadzasz z tymi szpilkami? Nawet po mieszkaniu w nich chodzisz? I ta kiecka. Wystroiłaś się jak stróż w Boże Ciało. Nie powinnaś się w domu aż tak malować, skóra przecież kiedyś musi odpocząć. Ja jej pomogę. Musicie mi tylko powiedzieć, co i jak i się dziewczynę tutaj urządzi. A to bydlę z tego męża, żeby ochwat na nogi złapało. Kanalia jedna.
Spojrzałyśmy na siebie z Barbarą porozumiewawczo, zadowolone z ugaszenia pożaru i już po chwili w trzy zaangażowałyśmy się w pomoc Kasi z Podlasia na tyle mocno, że nawet przez chwilę zapomniałyśmy, że rzeczona Kasia przecież tak naprawdę nie istnieje.
W takim właśnie stanie umysłu nad trzecią już kawą zastał nas Własny.
- O, widzę, że panie się świetnie bawią. To się cieszę, że nie każdy ma dzisiaj tak podły dzień jak ja. Czy może macie mi coś do powiedzenia moje drogie? - rzucił z jadem, patrząc wymownie na mnie i na Carycę.
- Ja nie mam - odparłam skwapliwie. - A mamusia?
- Ja też nie. Chociaż nie, tak, czekaj. Będziesz mnie jeszcze dzisiaj musiał zawieźć do Domu Samotnej Matki, bo dziewczyny niestety nie mogą, po południu mają zaplanowane jakieś wyjście.
- Gdzie zawieźć?! - mina Własnego poprawiła mam humory już całkiem na fest, a ja dodatkowo szlifnęłam ją jeszcze pytaniem:
- To co, kochany, napijesz się z nami kawy?
cdn.
Wierszyk:
Ten w spokoju sobie żyje,
kto z teściową kawę pije.
No to cześć!