"Listy do M..."
Maro co splatałaś marzenia z rzeczywistością.
Chciałbym choć musnąć policzek macierzysty;
zachłysnąć się beznamiętnie Twą bliskością.
Aniołowie chorał ponad niebiosa zanoszą;
dusza wzlatuje choć swego wciąż niepewna.
Uronię łez kilka - daru smutkiem może uproszą;
łaski u westchnienia dla natury co gniewna.
Rozliczać pragnie kochanka malującego tęcze;
barwy szczęścia nie zawsze kolorują ogrody.
Gdzieś w błękitach chmur namacalnie ślęcze;
tworząc z obłoczków kobierców ślubnych korowody.
I tak powietrze szepczę słodko urokiem zwodniczym;
morska syrena śpiewa pragnąc w sidła schwytać.
Mimo to ja z uporem coraz to bardziej komicznym;
bez zastanowienia mogę jedynie Cię spytać.
Czy nie stłuczesz kryształu serca kruchego?
Jak zaufać ma dusza bliznami związku zdobiona?
Czy w słowie "kocham" nie będziesz szukać swego?
Czy rozłąka szczerze stanie się utęskniona?
Ach... pokraczna istoto zduszona lękiem zawodu;
tak ciężko jest się angażować gdy rany krwawią.
Gdyby tak istniał środek dla jasnego powodu;
uśmierzający obawy co na co dzień dławią.
Puki co żyć będę w cieniach Twego umysłu;
niechaj los Ci sprzyja pomimo tych wątpliwości.
Na razie płynę samotnie w otchłaniach pomysłu;
kto wie? Czy jutro rozchyli bramy miłości?