Wiersz sezonowy
zakonserwuje w mig powietrze,
marzenia którym ciasno tutaj
jak stadu koni w jednym metrze.
Rozejdzie się cały po kościach,
przytuli swojsko do policzka,
rozdeszczy linie papilarne,
kamykiem w bucie pouciska.
Uchem igielnym w ciebie wniknie,
dla żartu zmieni się w wielbłąda
by schować się do mysiej dziury,
zerkać z każdego świata kąta.
A kiedy męczy ciuciubabka
i z kubkiem kawy w dłoniach czekasz,
on poważnieje i ma oczy
kochającego cię człowieka.