Ze snu
kwitną kwiaty, co nie istnieją.
Ich płatki z mgły, korzenie z ciszy,
w księżycowym blasku się kołyszą.
Jedne są jak srebrne dzwony,
inne – tęczą malowane w tonie.
Szepczą słowa, których nie znamy,
w języku gwiazd, wiatru i mamy.
Ich zapach to echo wspomnień,
które nigdy nie były realne.
A jednak czuję je w duszy,
gdy w sennych marzeniach się pluskam.
Oniryczne kwiatki, ulotne jak chwila,
znikają o świcie, gdy świat się odsłania.
Lecz w sercu zostają, jak senna melodią,
która nigdy nie gaśnie, tylko wciąż się rozwija.