Cisza – cień
Zardzewiały mechanizm, zatrzymany w martwym punkcie,
Cisza jest najostrzejszą bronią, wystrzeliwaną w serce,
Każdy oddech, każde drżenie przypomina to, czego nie da się zapomnieć.
Zamykam oczy, próbuję uciec w ciemność,
Ale nie mogę uwolnić się od jej cienia.
W każdym geście, spojrzeniu czuję ciężar,
Który nie pozwala mi oddychać.
Zgniłe jabłka w myślach rozpadają się na kawałki,
Zostawiają gorzki posmak, który nie znika,
Jej słowa, jak cięte ostrze, ranią bez litości,
A rany nigdy się nie goją.
Oślizłe żółtka sadzonych jajek, które topnieją w ustach,
Klejkie i odrzucające, jak wspomnienia, które nie chcą zniknąć.
Nie proszę o nią, ale nie potrafię się jej pozbyć,
Jest jak niechciany cień, który nie pozwala mi się uwolnić.
Niechęć to ciężar, który mnie przytłacza,
Choć wiem, że powoli mnie niszczy, nie potrafię go zrzucić.
Zawsze się pojawia, gdy chcę wznieść się ku górze,
Jak ciemna chmura zasłaniająca mi światło.
To coś, co przychodzi bez zaproszenia,
Co nie chce odejść, choć pragnę go wymazać,
Jest jak cień, którego nie można uchwycić,
Nie ma sposobu, by się go pozbyć, zostaje na zawsze,
Sprawiając, że nadzieja staje się spróchniała,
Niemożliwa do podniesienia, jak martwe liście na wietrze.