Już po nią czarny anioł...
Już czule szepce mdłe zaklęcia.
Ty wiesz, że żadne słowa nader miękkie.
Gdy ona zgaśnie, twoje serce pęknie.
Już wokół rozpacz mrokiem się panoszy,
pokrywa łąki łanem zeschłych marzeń.
Ona swych wdzięków więcej nie roztoczy.
Bóg bierze to, co dał Ci kiedyś w darze.
Czy warto było żyć te wszystkie lata,
w cieniu jej gestów śmiechów łez zamieci?
Swoje serce wraz z jej życiem w ręce kata,
by ten je wyrwał z ciągle żywej piersi.
Bo marność nasza faktem nader pospolitym.
Więc tyle tego co w naszych wspomnieniach.
Więc każda miłość pięknem cudnie przeżytym.
Każde przeżycie nicość w złoto zmienia.
Już ona idzie sama z tego świata.
Tak się zakończyć musi każde szczęście błogie.
Jej śmierć tobie pierś w pół rozpłata,
i życia twego musi zmienić drogę.
(Wszak spotkasz ją znowu w zaświatach.
Rozstanie będzie niczym mrugnięcie.
Jej uśmiech zda się niczym róży płatek.
Rozłąkę zapomnisz w jednym momencie.)