W kolejny dzień
herbata parzy, teina drży we krwi,
a ja wciąż nie wiem,
czy to sen, czy rzeczywistość
próbuje mnie zbudzić.
Świt rozmywa noc we mgle,
wiatr targa myśli, słońce dotyka dnia.
W lustrze nie rozpoznaję siebie,
dziewczyny, którą kiedyś byłam.
Chciałam posklejać świat,
ale to ja rozsypałam się pierwsza.
Święte znaki zbielały,
droga pękła na pół.
Teraz wiem, jak nisko upada
ta, która zbyt długo milczała.
Ale trzeba wstać i żyć,
choćby bez twarzy, na oślep.
W limbusie, tuż przed świtem,
czuję kroki na granicy przestrzeni,
prowadzące nas ku niepewności.
W kolejny dzień, w kolejny dzień...