Panna wodna
znużone ciało obmyć w pobliskim strumieniu.
Czas to był końca lata lub wczesnej jesieni.
Las brzegiem tak gościnny, w głębi gąszcz złowrogi.
Przedzierałem się z trudem, rwąc pajęcze sieci,
gdym na ścieżkę zwierzęcą wreszcie trafił w znoju.
Ta mnie poprowadziła wprost do wodopoju.
Z dala plusk usłyszałem, promień brzeg oświecił.
Cud ujrzałem, zamarłem, a ze mną las cały.
Panna śliczna, w kąpieli, brodzi pośród tęczy.
Kaskada włosów spływa na jej piersi małe,
jak odnoga strumienia, niżej, mógłbym ręczyć,
rybia łuska się srebrzy. Powieką mrugnąłem;
tylko kręgi na wodzie, sam na brzegu ślęczę.