Pełnia
Przede mną słupy, chyba mostu przęsła.
W szarym tumanie tkwię, a za mną, z tyłu
obrazy mętne gasną w czasie przeszłym.
Stoję na kładce, w dole płynie rzeka.
Styks czy też Wisła, przecież "panta rhei."
Dla chłodnych objęć ona tutaj czeka.
Choć nie do śmiechu, to jednak się śmieję.
Serce w okruchach, nurt krą uzupełnia.
Demony dawno wgryzły mi się w szyję.
A wilcy wyją, bo przecież to pełnia.
I z krwi wyssany, a jednak wciąż żyję.
Na ucho szepczą, "zrób do przodu kroczek.
Woda cię przyjmie, to przez chwilę boli. "
Ja jednak wolę umierać po trosze.
W wódce zatonę i skonam powoli.