Polatuchy
pozostałości chwil zasłon smogiem
wpisanych w sploty starej koronki
przędą uroki
w bezzębnych ustach mamląc przepisy
na postny obiad z kaszy jaglanej
w okrasie muchy z pajęczej sieci
rankiem wyrwane
miejskie szeptuchy
moszczą na grzędach w ścianach kamienic
twarze wtopione w okienny portret
chociaż o życiu już zapomniały
na pamięć znają każdą sąsiedzką
farsę lub dramat
w zamierzchłych czasach sprzedane diabłu
zamiast rodziny koci chowaniec pozwala
nieraz na dotyk jakiś i iskrę z grzbietu
na dłoń upadłą
gdy noc zapadnie szlafroków poły
rozpięte w dłoniach jak skrzydła gacków
by z parapetów lotem ślizgowym pod
księżycowym odlecieć rauszem
na miejski sabat
kiedy nad ranem umierają tuląc do siebie
szkielety kocie poznać to można
jedynie po tym że kamienicom
ślepną oczy