Prześwity
kiedy pamiętasz przez chwilę sen,
zanim zapadniesz w drugi.
Niejasne wołanie,
przyciszony blask twarzy
współpasażerów z przedziału
pociągu
pędzącego wzdłuż karkołomnych chwil.
Stukot szyn.
I monotonia ciągłych zmian,
kiedy już wszystko trzniasz,
gdy twoje wahadło dynda,
wtedy niechętnie przyznajesz,
że śnisz,
a przedział jest windą.
Bo tam,
w szparach nie ma nic.
Co najwyżej Szatan i Bóg
odgrywają adwersarzy.
Omijasz ich, pędząc
przypuszczalnie wzwyż,
wciąż marzysz,
że twój świat jest właśnie
pomiędzy.