poezjo
jesteś ulotnym nieba błękitem
zazdrosną gwiazdą w cieniu księżyca
co puka w okno nad samym świtem
każąc się sobą niemo zachwycać
a ja niewolnik złotego blasku
milczę i piszę najprostsze słowa
które trzymają mnie jak w potrzasku
i nienawidząc każą miłować
ciebie choć jesteś taka nac-halna
jak oddech który z życiem mnie łączy
ty tak ulotna i tak realna
poezjo duszy łaknącej słońca
jesteś ulotnym błękitem nieba
wizją wieczorną po-rannym świtem
i dniem któremu dobra potrzeba
na lustrze duszy spisanej w liście
na kartach wielu fraz już niemodnych
co wyśmiewane pąsem się kryją
pomimo czerni błękitu głodne
w tobie poezjo na wieki żyją
.
dziś się liryka wymknęła w pole
a w kącie satyr oko przymruża
i coś pod nosem w kółko pitoli
próbując zagrać dobrego stróża
niejaka trema mnie ogarnęła
czy ze złym okiem sobie poradzę
więc przestrzeń w dłoni mocno ściskając
w serce pompuję wiarę i władzę
nad tym co czasem łzawo miętoli
lgnąc wciąż na karty drukiem upartym
kiedy liryka powróci z pola
w przestrzeni zginie złośliwy satyr