Dyrdy-mały kolażysta
iskrą w oku cnego diabła
który czuje doskonale
że gdy klamka już zapadła
to przez dziurkę przyszła pora
wcisnąć się tak bez pardonu
i od nowa zacząć kolaż
w ścianach miłosnego domu
więc się dyrdymalę z tobą
jak szalona na potęgę
ale w środku jestem sobą
kimś kto niczyj był i będzie
tym kolorem co w kolażu
trzyma własną perspektywę
mimo wspólnych dyrdymałów
chce do końca być prawdziwy
.
kiedy umiera prawdziwa miłość
to jakby niebo do piekła wpadło
i tam od nowa znów zobaczyło
w jaskrawym świetle to co umarło
więc w paroskyźmie ostatniej woli
próbuje ramion swoich potęgę
i chociaż duma nie chce pozwolić
maluje w duszy obrazy piękne
by się nienawiść stopiła w blasku
woli ostatniej wytrwania w walce
co nie ma końca ani początku
i święcie wierzy że będzie zawsze
chodź inne usta i dłonie inne
to dla niej jakby miejsce urodzin
i chociaż w piekle to niebo winne
że zmartwychwstaje chociaż odchodzi
. jestem różą w twoim ogrodzie .
ciszą krzyczą moje usta
w oczach blask mętnieje łzami
niemoc w dłoniach się rozpuszcza
i twardnieje nieba granit
a ja jak te świątki z drewna
w jeden lament gnam potęgę
której wczoraj byłam pewna
dziś zwątpiłam że zdobędę
więc zamykam się jak róża
co przed mrozem płatki chroni
i do ziemi się pochylam
aby nabrać siły w dłonie
potem krzyknąć w nieme niebo
o tym że się zbudzi wiosna
mimo ust co krzyczą niemo
płatki róży zechcą powstać
i zapachną karminowo
wśród traw które smutek niosły
by się stać kimś ponad słowem
najpiękniejszym tchnieniem wiosny
.